Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

piątek, 16 października 2015

Konający bandyta

Zima idzie!
Zapewne nie zauważyliście ;-) ale ona faktycznie nadchodzi!

Jedną z oznak wypatrzył wczoraj mój Miłosz. Byliśmy pod "Marcinką" zbierać liście klonu (do szkoły, aby opis liścia dzieciaczki sobie dać mogły - swoją droga, co za bałwan te podręczniki kleci? O liściu można pisać naprawdę niemało, nawet ja się jest dzieckiem, my musieliśmy brutalnie amputować połowę jego pracy, bo by się w tych trzech przewidzianych przez autora linijkach nie zmieściła - oni robią  z naszych dzieci matołki zdolne do wyrażania się jedynie w najprostszych zdaniach : "iść jest czerwono żółty, liść jest duży na moje trzy donie, liść ma ząbkowane brzeg" - koniec więcej się nie zmieściło! 
Przyszło mi do głowy czy aby nie obraziłem bałwany?

Otóż chciałem mu zrobić kilka zdjęć tak z myślą o żonie, która lubi zdjęcia w albumach układać, a trzeba Miłoszowi przyznać że fotogeniczna bestia z niego jest, a już w jesiennym anturażu to wybitnie. No więc odesłałem go kilka metrów w kierunku czerwieniejących krzewów i ...
"Tato, zobacz!"
Zawołał mnie z przejęciem, nauczyłem go już że przyrody bać się nie musi, łapiąc w jego obecności węże, czy... osy (aby wypuścić z domu przez okno, bez robienie krzywdy), więc bez lęku ale z zaciekawieniem.

Faktycznie na liściu leżał i dogorywał samczyk szerszenia. 


Zakładam że samczyk, choć robotnice też giną na jesień - ale one chyba bliżej gniazda, lub w gnieździe samym. Nie doczytałem natomiast co dzieje się ze starą królowa - też ginie, czy udaje jej się przezimować a na wiosnę zacząć od nowa - ale chyba ginie, bo nigdy nie widziałem by to samo gniazdo "resuscytowało".
Na pewno zimują młode zapłodnione samice.
 
 Trutnie czeka śmierć - zresztą tak jak w przypadku pszczół czy innych osowatych.
A swoją drogą...
 Jak to pogodzić z kolportowaną przed Dawkinsa feministyczną brednią o wojnie płci, w której to samce są "stroną zwycięską" gdyż w niewolniczy wręcz sposób zmuszają samice do "rodzenia im potomstwa" same nie inwestując w ten proces więcej niż kilka kropli nasienia?
Zauważcie WSZYSTKIE samice mają szanse na przedłużenie swojej linii genetycznej, samce zaledwie mają nadzieję że mają szanse, samica inwestując więcej, ma też komfort nie nadstawiania głowy, tymczasem to samce zmuszone są do dalekich lotów w poszukiwaniu samic, a po zapłodnieniu (jeśli będą mieli szczęście) i tak wkrótce giną. W oczach feministek to może zwycięstwo... daj im Panie Boże zdrowie...

Ten "nasz" próbował jeszcze latać, ale jedynie brzęczał skrzydłami, i coraz bardziej zbliżał się do krawędzi liścia. Wytłumaczyłem Miłoszowi, że po prawdzie trutnie nie mają żądeł, ale za to mają żuwaczki prawie równie silne jak robotnice i nie mam ochoty sprawdzać na swoich dłoniach ile mu sił w nich zostało. Trudno, natura upomina się o swoje, wkrótce zsunął się z liścia i wkrótce żółtawe plamy już ledwie majaczyły pośród traw, jeszcze słychać było brzęczenie skrzydeł, nie poddawał się... zostawiliśmy go swojemu losowi  

7 komentarzy:

Biedrzyn pisze...

Oby jak najwięcej takich bandytów ;-)

makroman pisze...

Konających czy tych na wiosnę (znaczy na wiosnę to trutni jeszcze nie będzie)?

Wojciech Gotkiewicz pisze...

Fajnie, że uczysz syna przyrody, bo to teraz rzadkość. Wiem coś o tym, bo pracuję z (zdecydowanie większymi)dziećmi. Poziom ich wiedzy przyrodniczej(na kierunku Ochrona Środowiska!)jest czasem przerażający. I pewnie w dużej mierze to zasługa tego typu "podręczników". OK. Czas ruszać w poszukiwaniu tej zimy.

ewarub pisze...

Można Ci pogratulować wychowania dzieci. Miłość i wiedza o przyrodzie to wielkie bogactwo!

A szkoła? Ja zwątpiłam i poddałam się w chwili, gdy usłyszałam w parku, jak nauczycielka pokazywała grupie dzieci latające mewy (i chwała jej za to) i wołała - zobaczcie, jaskółki (!!! wszystko mi opadło ;-(

Łemkowyna, na Beskidzie Niskim pisze...

Gratulujemy mądrego podejścia i nauki szacunku do przyrody. W szkole trzeba myśleć zwięźle i schematycznie niestety. A co do trutnia, szkoda go, ale takie są prawa natury.
Pozdrawiamy

Biedrzyn pisze...

Oby jak najwięcej tych żyjących oczywiście!

makroman pisze...

Wojtek - staram się, jak mogę to też lubię poprowadzić gdzieś harcerzy czy klasę szkolną moich synów. Czasami zdumiewa z jednej strony wielkie serce dzieciaków a z drugiej ich mizerne przygotowanie przez szkołę, ot choćby karmienie mrówek chlebusiem ;-)

Ewo - standard... czy to przypadek że nauczycielki przyrody jak ognia unikają zajęć plenerowych...?

Lemkowyno - jeden przykład z życia, lepszy niż sto godzin wykładów.

Biedrzyn - w rzeczy samej - ale ostatnio omal nie doszło do awantury gdy usiłowałem wytłumaczyć rodzinie (przyjezdnej) że szerszenie są chronione i dlaczego.