Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

środa, 26 marca 2014

Takiego go nie znacie

Roślinę tę zna każdy kto choć raz ruszył tyłek za miasto, lub choćby tylko w mieście, byle gdzieś na uboczu, przy rzeczce, potoku lub ścieku. Byle było żyźnie i wilgotno. Doskonale znacie jego ogromne liście, wielu wciąż twierdzi że to naturalny papier toaletowy, nagminnie wykorzystywany do tego celu w średniowieczu (co zgoła prawdą nie jest).
Mówimy oczywiście o lepiężniku. Jest ich kilka odmian, najczęściej jednak spotykany to biały i różowy. Do białego estymę mam większą, bo to roślina zasiedlająca brzegi potoków górskich, gardząca równinami. Jednak dziś o lepiężniku różowym, który zgoła gardzi tylko Skandynawią (czego mu za złe mieć nie można - ja też źle znoszę socjalizm).

Czemu zatem tytułowe - takiego go nie znacie?
To proste - niewielu znam łazików, którzy na rajdy zapuszczają się wczesną wiosną, co innego wiosną pełną lub latem... lecz wtedy on nie ma już swoich kwiatów, więc znacie go tylko z liści (o których mowa była wyżej).

 LEPIĘŻNIK RÓŻOWY Petasites hybridus (L.) Gaertn., B. Mey. & Scherb.


Co prawda okres kwitnienia przeciąga się aż do maja, lecz powiedzmy sobie szczerze - kto w maju patrzy po rowach gdy wokoło kwitną bzy? 

 Lepiężnik ma też umiarkowane zastosowanie ziołolecznicze. Soku kłącza używano doleczenia ran, wykorzystywano roślinę tez jako źródło surowca do wytwarzania leków na dżumę i epilepsję (ciekawe z jakim skutkiem), oraz w weterynarii.

Co innego walory kulinarne - na przednówku sałatka z młodych liści smakuje całkiem nieźle, ze śmietaną, lekko osolona, ciut cukru (ja jestem łasuchem, ale jak ktoś nie chce, słodzić nie musi). Można też zamiast śmietany chlapnąć nieco oliwy. W wersji hard ascetycznej - żujemy świeże zielsko opłukane w rzece, zwracając by nie było na liściach żadnych produktów mięsnych (zwłaszcza w okresie postu), typu ślimaczki, pędraki itp.

Smacznego  

poniedziałek, 24 marca 2014

start do życia

Zaczęły równo, dopiero co, wcześnie, jeszcze na przedwiośniu, by z pierwszymi dniami wiosny przyspieszyć, wzmocnić się nim na starych drzewach porosną liście i półmrok skryje podszycie. Mają mało czasu, teraz trwa wyścig, za kilka tygodni wszystko zwolni, liście odetną dopływ światła, a dwaj młodzieńcy zastygną w trwaniu na swoją kolej. czy się doczekają? Nie wiem, być może ktoś je rozdepcze, być może ktoś przejedzie po nich rowerem...

Lecz jeśli będą miały szczęście, to za pewien czas, wiatr powali jakieś stare drzewo, lub odłamie mu konar i wtedy ruszą, wtedy ich wyścig nabierze tempa.


Zawodnik z lewej to buk z prawej klon. 
Klon jak widać jest w czepku urodzony.

Trzymam kciuki za obu, choć wiem że rosną tak blisko iż tylko jeden z nich będzie miał szanse dorosnąć do dorosłości.

Z innych obserwacji to pierwsze grzyby kapeluszowe w tym roku, pustułka kołująca nad osiedlem, sorek i sarenka nad Białą.

poniedziałek, 17 marca 2014

Obrzęk

Jak dochodzi do obrzęku?
Według mądrych ludzi piszących mądre podręczniki z grubsza chodzi o fakt iż zmiażdżone uderzeniem tkanki nie trzymają już w sobie ani krwi ani tzw. chłonki (limfy) czyli płynu tkankowego (limfatycznego). Te wszystkie płyny wynaczyniają się i wypełniają okoliczną tkankę, a że tkanka ta zasadniczo jest zwięzła, więc tworzą guzy. Guz taki jest cieplejszy i bolesny. W pierwszym okresie leczy się go zimnymi okładami a potem ciepłymi kompresami.

Tyle teoria

W praktyce do obrzęku dochodzi, gdy np. ktoś - zwany dalej delikwentem - skuszony obfitością, połamanych silnym szkwałem, przechodzącego w ostatnich dniach frontu, konarów, postanawia uzupełnić zapasy opału. Ów delikwent, po odwiezieniu Żony na pociąg, wykorzystuje wczesnoporanne godziny, by załadować samochód do pełna opadłymi konarami, wstępnie przyciętymi na szerokość  bagażnika. Następnie w godzinach popołudniowych przystępuje do cięcia ich na wielkość adekwatną do domowego kominka. Te drobniejsze tnie siekierką, te grubsze piłką konarówką. Niestety część gałęzi jest wybitnie oporna i podczas cięcia "tańczy" w rytmie ruchów piłki.Wtedy delikwent zirytowany obstrukcyjną postawą materiału, dokonuje jedynie  głębokich nacięć, a gdy brzeszczot już klinuje się w rzazie, dokonuje dzieła kopniakiem. Idea ta zdecydowanie przyspiesza proces, oraz pozwala rozładować agresję i frustrację. Do czasu...

W pewnym momencie jeden z kawałków zamiast odlecieć na bok, wykonuje obrób wokół środka ciężkości i wali delikwenta w boczną stronę goleni (☹☭⚣⚡)... I tak powstaje obrzęk...


czwartek, 13 marca 2014

Zawilce, miodunki i... strumień skuty lodem

 Zawilce, miodunki i... strumień skuty lodem
Wszystko to w obrębie jednego masywu Góry Św. Marcina. Zawilce w okolicach lasu Kruk i Koloni Łękawicy, miodunki w Zawadzie a skuty lodem strumień w Łękawicy.
I oczywiście jeszcze mrówki.  

Mrówki: w zimie jakiś dureń rozgrzebał im mrowisko - chciał sprawdzić czy sobie smacznie śpią?
Pozgarniałem na powrót rozrzucony kopiec, mając nadzieje że przezimują, gdyby zima była ostrzejsza pewnie nie miały by szans, ale jak widać przezimowały i mają się całkiem nieźle.

Mrowisko jest w Tarnowie, przy Harcerskiej 

O zawilce - pierwsze w tym roku
 I ten jeden z racji położenia dobrze nagrzany słońcem już rozkwitnięty, wkrótce będą ich tu całe łany, ale te pierwsze cieszą najbardziej

 Strumyk bez nazwy, wypływa z Lasu Pod Debrami (mam tam opracowany świetny szlak spacerowy dla nordic Walking maniaków - ale o tym napiszę na blogu turystycznym) i zamarza jako pierwszy tudzież rozmarza jako ostatni - nie on jeden zresztą tak tu ma - budowa geologiczna tego terenu (Iły oblepiające skały Łupkowe) - powoduje że strumieni czy miejscowości o nazwie "zimna woda" u nas nie brakuje.

Sam się zresztą o tym przekonałem gdy kiedyś utkwiła mi w dnie strugi nasadka na kijek trekkingowy, nie było głębiej niż do nadgarstka ale ból z zimna sięgał aż do barków. 

 Tu dodatkowo mamy parów od południa osłonięty wysokim lasem na wzgórzach, płynący prawie dokładnie na wschód więc słońce "widzący" zaledwie przez kilka minut tuż po wschodzie Słońca i tuż przed  zachodem.

 Miodunki 
 No tu mamy szczytowe partie Góry Św.Marcina, pięknie wyeksponowane na południe, nagrzane niczym śródziemnomorskie plaże.
Miodunka miękkowłosa (Pulmonaria mollis Wolff)

Z obserwacji nie obfotografowanych to mysikróliki które uparcie odmawiały współpracy z obiektywem. Oraz
I tu nastrój z horroru
cmentarz
(stary zamknięty)
po drugiej zmianie  
dochodzi północ
 i odgłos:
Puchuchu
Puchuuu
Puchcuchcu
.
.
Puszczyk 


Poproszono też abym zamieścił obserwację w  
Co oczywiście skrzętnie uczyniłem.

poniedziałek, 10 marca 2014

Lisia robota


Pisząc Lis wielu ma na myśli hienę, ale ja nie o tym. Nie będzie też nawiązań do "kreciej roboty" - bo to inny rodzaj działalności. W porównaniu do powyższych rodzimy rudzielec jawi się jako wzorzec fair play. W końcu w wykorzystuje tylko ludzką niefrasobliwość. 

Otóż ostatnimi czasy, ono (Pietrzakowskie "Ono" znów wróciło: ktoś podejmuje decyzje, ktoś na niej zarabia, cala reszta traci, nie wiadomo kto, nie wiadomo z jakiej instytucji - wiadomo tylko że jak ci się obywatelu nie podoba - to znaczy że "ustrój wam się obywatelu nie podoba..."), podjęło decyzje, żeby postawić ekrany akustyczne osłaniające od szumu obwodnicy tereny... dawnej cegielni - obecnie jest to kilka hektarów... niczego - kompletnie niczego, w promieniu kilkuset metrów nikt tam nie mieszka, nie ma tam niczego cennego przyrodniczo, nic tylko doły i krzaczory wyższe od człowieka. Inwestycja kosztowała gruby szmal - nasz szmal, przemocą nam przez państwo zabrany - nie służy nikomu, poza... lisom!
Mają tu doskonalą bazę wypadową, tym bardziej iż miejsce to było onegdaj terenem rolniczym i wciąż wielu starszych ludzi prowadzi w okolicy maleńkie przydomowe gospodarstwa.

Z psami nikt poza jednym wariatem (mną) się tu nie zapuszcza, jedynie kilku tubylców skraca sobie tędy drogę, pojedynczą marnie wydeptaną ścieżką. Wcześniej chodziło tędy więcej ludzi, więc dla lisów była to sytuacja zdecydowanie niekomfortowa i jedynie przenikały tutaj z terenów Góry św. Marcina.

Obecnie grasują sobie lisy w najlepsze.


 A tu widać efekt ich działań.


Zapewne gospodarze, po stracie drobiu będą przez jakiś czas ostrożniejsi.


A potem ostrożność zastąpi rutyna... do następnego razu.

niedziela, 2 marca 2014

Luna


Słowa Księżyc nie lubię, nasi słowiańscy przodkowie niespecjalnie się popisali. Słońce było księciem, a księżyc - książęciem, czyli, księżycem właśnie. Astronomicznie błędne, mitologicznie mało odkrywcze, poetycko beznadziejne...

Co innego Luna - Selene (Selene nawet ładniejsze, lecz mniej popularne).
Najważniejsze że odnosi się do kobiecości, a ta tak samo jak Księżyc zadziwia nas swoją niezmiennością, jak wiadomo kobieta niezmiennie potrafi zmienić się w przeciągu trwania jednego słowa. Jak każda analogia tak i ta ma swoje niedociągnięcia - Księżyc jest z grubsza przewidywalny, kobiety... nie.

Zatem poniżej krotka seria wstającej z nad horyzontu Luny.





A teraz dwie greckie laski: Wenus i Selene (Selene akurat popadła jak co miesiąc w anoreksję;-) ).